Violetta
Obudziłam się? w... właściwie gdzie ja jestem? Co się stało? Pamiętam tylko urywki: spotkanie z dziewczynami, sms, Lara, upadek i ... nie wiem.
- Chyba się budzi! - usłyszałam głos. To prawdopodobnie była Fran.
- Zepsuł jej się makijaż! - domyśliłam się, że to Lu.
- Co się stało? - zapytałam. - Gdzie ja w ogóle jestem?
- Już się nie martw! Zaraz ci ten makijaż poprawię! - powiedziała Lu. Dziewczyny na nią spojrzały. - Co? Nie o to chodzi? To ja już nie wiem!
- Violu już ci opowiadam. - zaczęła Fran. - Dostałaś SMS-a z Larą i Leonem całującymi się. Poszłaś na tor motocrossowy, pokłóciłaś się z Larą, ona cię popchnęła upadłaś i później przybiegł Leon. Zrobił Larze aferę i ja szłam i usłyszałam ich krzyki. Przerwałam jakoś tą kłótnie i karetka zabrała cię do szpitala. - zakończyła opowieść. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Kochanie nic ci nie jest?! - do sali wbiegł Leon, a za nim reszta chłopaków.
- Nie nic. Chyba. - odpowiedziałam.
- Zabije ją. Uduszę! Nie podaruje jej jak coś ci się stanie! Nie sądziłem, że Lara jest aż tak okropna! - wykrzyczał. W tym momencie do sali wszedł lekarz.
- Panie doktorze co z nią? - zapytała Naty.
- Na szczęście wszystko jest dobrze. - po tej wiadomości wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Czyli może już wyjść ze szpitala? - zapytała Cami.
- Tak.
- Jeeeeeeeeej! - krzyknęła Lu.
***
Leon
Po chwili podjechał Maxi swoim pięknym wozem i zabrał nas ze szpitala.
- No to jak Violu? Lepiej? - Zapytałem.
- Tak. Chyba już tak. Ale dalej boli mnie głowa.
Przejechaliśmy tak całą drogę w milczeniu, a Viola mocno trzymała mnie za rękę. Wreszcie dojechaliśmy do willi, w której mieszka Vilu.
- Teraz musisz odpoczywać. - Powiedziałem.
- Nie, nie przesadzaj. Już dość odpoczęłam w szpitalu. - Odpowiedziała.
- Zostać tu z tobą?
- Nie - odpowiedziała. - Nie chcę ci robić kłopotów. Masz na pewno inne sprawy.
- Nie przesadzaj! - Odparłem zły. - Przecież wiesz, że byłbym zrobił wszystko dla ciebie kotku.
- Ja z nią zostanę. - Zgłosiła Fran.
- Na pewno? - spytałem dla pewności.
- Tak. - odpowiedziała Violetta.
- To idę. Zadzwonię później.
***
Diego
- Ty idiotko! - Skrzyczałem Larę.
- Co? - zapytała.
- Jak to co? Miałaś tylko pocałować Leona, a ja miałem zrobić zdjęcie. A tym czasem ty napadasz na Violettę!
- Ojej... Tak ci na niej zależy? - Spytała ironicznie.
- Nie! Ale przesadziłaś! Nie taki był plan!
- Mam to gdzieś! Należało jej się! Może i tobie na niej nie zależy, ale mi zależy na Leonie!
- No! Weź już przestań! Wiesz, że ją kocham. Tak się tylko z tobą droczę!
- To się nie drocz idioto!
- Nie nazywaj mnie tak!
- A ty to niby jak mnie nazywasz?
- Odpiernicz się ode mnie!
- Bo?
- Bo nie mam czasu na takie jak ty! - Powiedziałem i odszedłem.
- A bo co? A bo do Violi się idzie?
- Nie twoja sprawa!
- Tak, tak! Idź pociesz tą idiotkę!
Odszedłem.
***
Violetta
- O nie! - zawołałam spoglądając na komórkę.
- Co się stało? - Zapytała zaciekawiona Fran.
- Zobacz. - Mówiąc to podałam jej komórkę. Był tam SMS od... Diega.
- " Kochanie! Nic Ci nie jest? Tak się martwię! Wybacz, że nie przyszedłem do szpitala, ale dopiero teraz się o tym dowiedziałem! Całuski //Dieguś ♥.♥ " - Przeczytała. - A to ...! Nie powiem kto! Przecież to wszystko jego wina!
- Spokojnie Fran! Uspokój się.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i chciałam iść, ale zatrzymała mnie Francesca.
- Odpoczywaj. Ja otworzę.
- Nie rób ze mnie dziecka! Przecież drzwi otworzyć umiem.
- No, okey. Ale uważaj na siebie. - Spojrzałam na nią ironicznie.
Poszłam otworzyć drzwi.
- Leon! - Krzyknęłam i przytuliłam się do niego. Uśmiechnął się do mnie i dał mi piękne kwiaty. - Są śliczne! - krzyknęłam i dałam mu całusa. - Miałeś napisać. Ale to o wiele lepsze od pisania.
- Fran jeszcze jest? - Mówiąc to wszedł do środka.
- Tak. Jest na górze. - Mówiąc to usłyszałam dzwonek do drzwi. - Zaczekaj chwilkę. - Powiedziałam. - O! Hej Lu! Hej Fede!
- Cześć! - odpowiedzieli razem.
- Wejdźcie. - Powiedziałam.
- Przyszliśmy tu, aby przypomnieć, iż jutro jest nasz ślub!
- Wiemy. - Powiedział Leon z uśmiechem.
- Co się tam dzieję? - Zawołała z góry Fran.
- Lu i Fede przyszli! - Krzyknęłam głośno, żeby usłyszała.
- A! To już idę! - Odkrzyknęła i zaraz zjawiła się na dole obok nas.
- To może się czegoś napijecie? - zapytałam.
- Ja poproszę... - Zaczął Leon.
- Sok pomarańczowy. - Dokończyłam za niego.
- Dokładnie! - krzyknął.
- Oj! Jakie to romantyczne! - Zawołała od progu Naty.
- O! Hej Naty! Hej Maxi! - Przywitałam się.
I tak siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Aż w końcu wszyscy poszli. Zostałam sama z Leonem i oglądaliśmy film. To był horror! Boże jak się bałam! W końcu gdy film się skończył Leonek się ze mną pożegnał i poszedł.
Po tym ciężkim dniu - usnęłam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak późno. Rozdział - jak obiecałam - w tygodniu się zjawił :) Z tydzień będzie długo wyczekiwany przez Pannę Resto ślub Ludmiły i Federico. Będzie on jej dedykowany.
Besos kochani :*
//Lea :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw tutaj swój komentarz :* Będę wdzięczna :*